Tego dnia wstałam rano, po cichu, aby nie obudzić moich rodziców i brata, i ubrałam się dość szybko, gdyż za 20 minut miałam autobus na uczelnię. Biegnąc schodami w dół prawie się potknęłam o leżącą na nich piłkę mojego młodszego brata, Mata. Do odjazdu autobusu zostało mi zaledwie 15 minut, z czego droga zawsze zajmuje mi 5 minut, więc zostało mi tylko 10. Wzięłam z kuchni czerwone i soczyste jabłko i wybiegłam szybko z domu, biorąc po drodze klucze leżące na szafce z lustrem w korytarzu przy drzwiach. Biegłam ile sił w nogach, aby zdążyć na ten zakichany autobus, gdy nagle usłyszałam swoje imię.
- Lennie! - krzyknął męski głos za mną.
Odwróciłam się do tyłu i zwolniłam kroku. Zobaczyłam mojego starego przyjaciela sprzed kilkunastu lat. Od razu uśmiechnęłam się szeroko i podbiegając do siebie, przytuliliśmy się mocno na przywitanie.
- Cześć Damon! Kopę lat! - krzyknęłam uradowana naszym spotkaniem.
- Witaj, piękna. - uśmiechnął się słodko Damon. - Co tam u Ciebie? Jak żyjesz? Dawno się nie widzieliśmy.
Szliśmy razem w stronę przystanku, uśmiechając się do siebie i rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- Ach, wiele się działo przez ten rok naszego niewidzenia się. - odpowiedziałam, patrząc raz przed siebie raz na Damona.
- No widzę właśnie, strasznie schudłaś. Czy ty się odchudzasz, Len? - zaniepokoił się D.
- Nie, no coś ty. Przecież mnie znasz. Nie dla mnie takie metody. - skłamałam, uśmiechając się.
- No coś mi się nie wydaje...
- Ej, cicho. Nie mówmy o mnie tylko o tym, co ty tu robisz? Skąd się tu wziąłeś w ogóle? - przerwałam mu w pół zdania.
Damon zdał akurat wszystkie egzaminy i przyjechał odwiedzić 'stare śmieci'. Damon studiował fotografię w innym mieście, w Nowym Jorku. Od zawsze chciał zostać fotografem, a ja zawsze mu w tym kibicowałam, gdyż to było jego wielką pasją i hobby odkąd tylko się poznaliśmy, a znamy się już od maleńkości, gdyż mieszkaliśmy po sąsiedzku. W Houston, gdzie razem dorastaliśmy, ja studiuję psychologię. Na psychologii nie jest łatwo, ale lubię ten kierunek i sprawia mi on wiele radości i przyjemności, dlatego też idzie mi bardzo dobrze. Robię to, co kocham, tak samo jak Damon.
Doszliśmy razem na przystanek w ostatniej minucie. Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy razem na uczelnię. Moje zajęcia trwały dziś wyjątkowo krótko z racji tego, iż to ostatnie dni już i za 2 dni mamy egzaminy końcowe. O 13 byłam już wolna, a Damon czekał na mnie, na parkingu swoim cudownym motocyklem, którego zachował do dziś z czasów liceum. Wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy na przejażdżkę. Jeździliśmy dobre 2 godziny, oglądając nasze 'stare śmieci'. Zatrzymaliśmy się w parku, w którym napiliśmy się po piwie i zjedliśmy chipsy o smaku zielonej cebulki, gdyż to były nasze ulubione, i opowiedziałam D. wszystko co działo się przez ten rok co go nie było w Houston. Był bardzo zaskoczony, gdy powiedziałam mu, że rozstałam się z Mitchelem, ale też jakby ucieszony tym faktem, co zdziwiło mnie, bo od zawsze twierdził, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Rozstanie z M. zapoczątkowało, a tak naprawdę pogłębiło moją obsesję, która jest nie do zniesienia. Opowiedziałam wszystko o niej D., a on bardzo zaniepokoił się tym faktem. Zaczął ze mną rozmawiać już nie tak jak zawsze, ale jak prawdziwy psycholog, który zna się na zaburzeniach odżywiania.
- Rozkwaszę mordę temu chłystkowi za to co ci zrobił i za to, że teraz masz takie problemy. - zezłościł się D.
- Spokojnie, dam radę. Zawsze dawałam przecież. - objęłam dłonią twarz Damona i cmoknęłam go w czubek nosa, uśmiechając się.
- Len, nie możesz tak żyć. - powiedział stanowczo i bez uśmiechu D. - Ty jesteś chora, rozumiesz? Musisz iść na terapię. Zobaczysz, że psycholog powie ci to samo co ja. - spojrzał głęboko w moje oczy i chwycił mnie za dłonie. - Len, obiecaj mi, że pójdziesz ze mną do psychologa, proszę. Zrób to dla mnie, ale przede wszystkim dla siebie. Zobacz jak ty wyglądasz. Masz 165cm wzrostu i ważysz zaledwie 37 kilo. Tak nie może być. Widać ci wszystkie kości. Mała, proszę. - wciąż patrzył w moje oczy i zbliżył twarz do mojej. Patrzyłam na niego i miałam łzy w oczach, bo brakowało mi go bardzo i pragnęłam jego ust od kiedy tylko się w nim zakochałam.
- Dobrze, obiecuję. Zrobię to dla ciebie. - powiedziałam i musnęłam jego usta delikatnie i czule. On odwzajemnił to muśnięcie i przedłużył je. Muśnięcie przerodziło się w namiętny i długi pocałunek. Był on tak przyjemny, tak długo wyczekiwany. Był jak cud, który objawił mi się w tej pięknej chwili.
(...)
Po zdaniu egzaminów na 5+ i zdaniu na następny rok, poszliśmy razem na umówioną wcześniej wizytę u psychologa. W gabinecie siedziałam dość długo. Damon wyliczył, że jakieś 3 godziny, bo kazałam mu liczyć ile ta psycholożka będzie mnie tam trzymać. Po wyjściu z gabinetu psycholożka zawołała na rozmowę Damona. Liczyłam czas. Wyszła 1 godzina i kilka minut. Po jego wyjściu zostałam umówiona na spotkanie z psychoterapeutą. Wizyta miała odbyć się za 2 tygodnie. Dwa najpiękniejsze i najcudowniejsze tygodnie w moim życiu, ponieważ zaczęłam chodzić z D. i został on w Houston do czasu mojej wizyty. Potem mieliśmy zobaczyć co dalej.
(...)
Psychoterapeuta, po dokładnym zmierzeniu mnie i zważeniu, przy Damonie oczywiście, bo chciał on wszystko wiedzieć, powiedział, że mam Anoreksję, która prawdopodobnie pogłębi się i stanie się Anoreksją Bulimiczną, gdyż miałam napady obżarstwa i wymiotowałam po nich w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Zalecił hospitalizację, ale odmówiłam. Nie chciałam znów tracić Damona. Nie teraz, nie tu, nie w tym czasie. Po wyjściu z gabinetu Damon i ja poszliśmy do parku na spacer. Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać.
- Lennie, mówię teraz całkiem poważnie, idź tam. Idź do tego szpitala. Oni ciebie tam wyleczą, bynajmniej postarają się. Musisz to zrobić. Dla nas, dla mnie, a przede wszystkim dla siebie. Aby nasz związek przetrwał. - powiedział stanowczo, ale spokojnie. "Aby nasz związek przetrwał." - to zdanie utkwiło mi w głowie na długą chwilą. Nie mogłam się otrząsnąć po jego słowach.
- Len, jesteś tam czy już wyszłaś? - zażartował i pstryknął mnie w ramię.
- Jestem, jestem. Myślałam.
- O czym?
- O nas. Nie chcę cię znów stracić na tak długo. Nie chcę, rozumiesz?! - powiedziałam głośno i rozpłakałam się. Damon przytulił mnie mocno i pocałował w głowę.
- Mała, nie stracisz mnie. Nawet jeśli miałabyś być tam rok czy dłużej, ja zostanę. Będę czekał na ciebie a jak wyjdziesz, wyjedziemy razem do LA i zamieszkamy tam razem i już nigdy cię nie opuszczę. Obiecuję.
- Obiecujesz?
- Tak, maleńka.
Spojrzałam głęboko w jego oczy i pocałowałam go namiętnie.
(...)
Hospitalizowali mnie 5 miesięcy. Najdłuższe 5 miesięcy mojego życia. Wyszłam ze szpitala o 5 kilo grubsza i nieco zdołowana tym faktem, ale zrobiłam to tylko i wyłącznie dla Damona. Tak jak obiecał, tak też czekał na mnie przed szpitalem w dniu mojego wyjścia. Wciąż jeszcze było widać mi wszystkie kości żeber, obojczyki, kości biodrowe. Miałam nogi jak patyki i wklęsły brzuch ale to mi nie przeszkadzało, bo z Aną nie pożegnałam się na dobre, gdyż Ona zostanie ze mną do końca życia, ale w końcu mogłam przytulić i całować mojego Pana D., który to po moim wyjściu zabrał mnie na kolację i oświadczył mi się. Odpowiedź brzmiała: TAK.
|
Miłość, która przetrwa wszystko jest prawdziwym cudem! |