sobota, 25 maja 2013

KRÓTKIE INFO.

O czym chcielibyście poczytać? Macie jakieś sprecyzowane pomysły? Chętnie się o nich dowiem i na pewno będą inspiracją do nowych opowiadań. A przydałoby się trochę pomocy, gdyż mam mały zastój i nie wiem za bardzo o czym pisać :(

CZEKAM NA PROPOZYCJE!


Pozdrawiam, Lexie! 

sobota, 23 lutego 2013

"Miłość czy przyjaźń?"

Jakiś czas temu przez przypadek znalazłam mój stary zeszyt z opowiadaniami, tekstami oraz cytatami. Zamieszczę tutaj co nieco.



& . & . &


Były sobie dwie dziewczyny. Najlepsze przyjaciółki. Przyjaźniły się od 9 lat. Były w stanie oddać za siebie życie. Mówiły sobie wszystko. Razem płakały. Razem śmiały się. Razem robiły wszystko. Były przekonane, że łączy ich prawdziwa przyjaźń. Czuły, że są dla siebie jak siostry. Nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Robiły wszystko to, co tylko mogą robić przyjaciółki. Miały nawet swoje rytuały. Miesięczny i tygodniowy. W tygodniowym chodziło o to, że spały u siebie nawzajem. Raz u jednej, a raz u drugiej. Na zmianę. W miesięcznym chodziło o to, że zawsze jak dostawały kieszonkowe to szły na mega zakupy. Bluzki, spodnie, buty, sukienki, topy, bielizna, dodatki. Kupowały wszystko to, co akurat chciały sobie kupić. A na koniec wielki puchar lodów latem, a zimą gorąca czekolada i ciastko. Były bardzo zżyte ze sobą. Wiedziały o sobie wszystko. Wszyscy zazdrościli im tej przyjaźni. Wszyscy byli przekonani, że będą przyjaźnić się do końca życia. Fakt, były idealne, ale zdarzało się im też pokłócić. Czasami nawet ostro, ale zawsze się godziły. Do pewnego nieszczęsnego dnia...

Nastał koniec roku. Koniec gimnazjum. Obie dziewczyny szły do innych szkół. W dzień zakończenia roku szkolnego przysięgły sobie, że nic ani nikt nie rozdzieli ich. Przypieczętowały ten pakt swoją własną krwią.
Wakacje spędziły razem. No, właściwie to nie całe. Jedna z nich wyjechała na obóz. Tam poznała chłopaka, z którym była również po swoim powrocie z obozu. Jej przyjaciółce zaczęło się nie podobać to, że tamta ma chłopaka. Że jest ktoś trzeci. Przyjaciółka zapewniła ją, że fakt, iż ma ona teraz chłopaka, nic między nimi nie zmienia. Dziewczyna nie umiała się z tym pogodzić. Postawiła przyjaciółce ultimatum: "Albo on, albo ja. Wybieraj." I odeszła do domu. Dziewczyna usłyszawszy te słowa zaniosła się płaczem. Nie wychodziła ze swojego pokoju tydzień. Siedziała i cały czas płakała. Nie umiała sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, gdyż zależało jej i na przyjaciółce, i na chłopaku. Nie umiała wybrać. Gdy jej chłopak pytał się co się stało, odpowiadała tylko: "Jestem chora." i kończyła rozmowę telefoniczną.
Po tygodniu płaczu, smutku, bólu wyszła w końcu ze swojego pokoju. Lecz zanim to zrobiła napisała dwa listy. Jeden dla przyjaciółki, a drugi dla chłopaka. Włożyła je do kopert, włożyła czarne rurki, czarny top, zarzuciła czarną bluzę przez głowę z logo zespołu Bring Me The Horizon na plecach i wyszła nocą. Jej rodzice już spali. Najpierw poszła pod dom przyjaciółki. Wrzuciła list do skrzynki. To samo zrobiła, gdy poszła pod dom chłopaka. Po tym poszła nad rzekę. Długo siedziała i rozmyślała. Łzy cały czas jej towarzyszyły. Miała przy sobie małą buteleczkę wódki, którą kiedyś po kryjomu podprowadziła swojemu tacie wraz z przyjaciółką. Odkręciła nakrętkę i wzięła łyka. Nigdy nie lubiła pić i nie przepadała za alkoholem. Piła okazyjnie. Pijąc wódkę, cały czas płakała. Wypijając wszystko rozbiła butelkę o kamień, wzięła odłamek szkła i zaczęła jeździć nim po swoim lewym nadgarstku. Nie minęła nawet minuta, a dziewczyna miała już całe pocięte nadgarstki. Krew była wszędzie. Dziewczyna ledwo wspięła się na niedaleko zbudowany most nad rzeką i skoczyła do wody...

Tak zakończyła swój żywot 16latka, której kazano wybierać pomiędzy miłością, a przyjaźnią...

W listach, które otworzyli jej najbliżsi napisane było:

"Wybaczcie mi... Ja nie umiem wybrać między wami. Jesteście dla mnie tak samo ważni. Ale jeśli nie akceptujecie tego to... przepraszam was. Zawsze będę was kochać. Nie zapomnijcie o mnie, bo ja o was nigdy nie zapomnę. Skoro nie mogę być dla was obojga to nie będę nikogo. Żegnajcie..."


Kilka dni po tym zdarzeniu policja znalazła nastolatkę na brzegu rzeki. Jej ciało było całe zmarznięte i mokre. Ręce miała zmasakrowane cięciami. Nogi tak samo. Jej brzuch był posiniaczony. Była już niestety martwa...

Urządzono jej piękny pogrzeb. Ubrano ją w śnieżnobiałą sukienkę, która była leciutko przed kolano. Zrobiono jej delikatny makijaż, a paznokcie pomalowano bladoróżowym lakierem. Ułożono w trumnie i spuszczono w dół. W tle grała cichutko muzyka...

Jej chłopak, gdy ujrzał ją tamtego dnia, gdy ją znaleziono, był przerażony. W dniu pogrzebu wyglądała dla niego jak anioł. Nie mógł pogodzić się z jej śmiercią...

Kilka dni po pogrzebie sam się zabił. Z tęsknoty. Ze smutku. Z bólu. Z miłości. Kochał ją tak bardzo, że aż nie mógł bez niej żyć...

A przyjaciółka? Nigdy nie darowała sobie tego, że tamtego felernego dnia tak powiedziała swojej najlepszej przyjaciółce...


& . & . &


Morał wyciągnijcie sobie sami z tego opowiadania.
Być może takie coś się zdarzyło. Tego nie wiem. Wyobraźnia mnie poniosła w wodze fantazji.
OCENIAJCIE!


sobota, 24 listopada 2012

"Ostatni wpis."


"Życie to prolog. Śmierć jest początkiem, nie końcem."


* * *


Jak to w pamiętnikach bywa wypadałoby napisać jakiś wstęp. Ale jak mam go napisać skoro moje ręce drżą ze smutku, a łzy rozmazują obraz rzeczywistości? Nie potrafię już normalnie funkcjonować ani jeść, ani pić, ani być. Nie potrafię bez Niej żyć. Ona była jedyną osobą, której oddałam całą siebie, która znała mnie i każdy szczegół mojego życia. Była moją bratnią duszą. Była mną.....


Jej życie nie było proste. Wiedziałam o tym od zawsze, choć na początku Naszej przyjaźni bardzo mało mówiła o swojej przeszłości. Nie chciała grzebać w brudach minionych dni. Chciała zacząć od nowa. Poznać nowy świat. Zdobyć nowych przyjaciół. Zapomnieć o przeszłości. Wszystkiego jednak dowiadywałam się stopniowo, gdyż od samego początku bardzo mi na Niej zależało. Amelia była osobą bardzo skrytą. Nie lubiła mówić wszystkim dookoła o swoich utrapieniach i smutkach. Ja byłam Jej pierwszą prawdziwą przyjaciółką, której powiedziała, cytuję: "Nie jesteś moją przyjaciółką. Jesteś moją siostrą."
Zaprzyjaźniłyśmy się bardzo szybko, choć należałyśmy do osób, które są nieufne. Od zawsze bałyśmy się odrzucenia i samotności. Ale gdy się poznałyśmy coś sprawiło, że stałyśmy się nierozłączne. Zawsze razem. Wszędzie razem. Tylko my dwie i nikt więcej. Miałyśmy swój własny świat, do którego nikt nie miał wstępu. Można by powiedzieć, że uzależniłyśmy się od siebie. Byłyśmy dla siebie czymś w rodzaju narkotyku, do którego bardzo szybko się przywiązałyśmy. Nie byłyśmy idealnie takie same. Różniłyśmy się od siebie pod wieloma względami, lecz także wiele nas łączyło. Do tych drugich rzeczy zaliczyć mogę to, iż obie byłyśmy biseksualne i skrycie marzyłyśmy o wielkiej, szczęśliwej i prawdziwej miłości.



Wiem, że piszę chaotycznie, ale pomyśl, drogi czytelniku tego wpisu, jak Ty byś się czuł na moim miejscy, gdybyś właśnie stracił kogoś, z kim miałeś spędzić resztę życia?
Beznadziejnie, prawda?


Amelię traktowałam jak swoją siostrę, której nigdy nie miałam, ponieważ los chciał, że moja matka urodziła chłopca zamiast dziewczynki. Ale może to i dobrze? Może to dzięki temu, że mam brata poznałam Ami? Być może.
Amelia była dla mnie wszystkim. Była całym moim światem. Zawsze Jej to mówiłam. Zawsze powtarzałam jak bardzo Ją kocham i ile dla mnie znaczy. Ona również to robiła, ale nie afiszowała się z tym tak bardzo jak ja. Obydwie podziwiałyśmy siebie za to jakie jesteśmy. Dopełniałyśmy się pod każdym względem. Ona była dobra z matmy, fizy, chemii i wuefu, a ja byłam dobra z wosu, polskiego, biologii i angielskiego. Pod tym względem różniłyśmy się totalnie, ale Nam to nie przeszkadzało, ponieważ mogłyśmy sobie pomagać w przedmiotach, z których byłyśmy prymuskami. Natomiast z gegry i historii chodziłyśmy na korki... razem. Wszystko robiłyśmy razem. Nasi rodzice stwierdzili, że jesteśmy jak siostry syjamskie, bo nigdy się nie rozstawałyśmy. Gdy poszłyśmy do liceum (oczywiście też razem, ale na inne profile) to nasi rodzice zakupili nam dwupokojowe małe mieszkanko, abyśmy mogły być ze sobą 24/7. Z początku było trochę nam dziwnie, ponieważ musiałyśmy gotować, sprzątać, prać i inne takie, ale z czasem wszystkiego się nauczyłyśmy i było już tylko lepiej.
Przełomowym okresem w naszym życiu były nasze pierwsze wakacje, od kiedy poszłyśmy do liceum, w które to obie stwierdziłyśmy, że kochamy siebie nawzajem i nie umiemy bez siebie żyć. Wtedy też stało się coś czego nie zapomnę do końca życia. Tamtego pamiętnego dnia pierwszy raz się pocałowałyśmy i zaczęłyśmy chodzić ze sobą. Zostałyśmy się parą. Stałyśmy się jednością. Cieszyłyśmy się jak małe dziewczynki, które właśnie dostały swoją upragnioną lalkę Barbie. Ale stanęłyśmy przed bardzo trudnym wyborem - powiedzieć wszystkim prawdę, czy też nie. Postanowiłyśmy, że na razie nie powiemy nikomu.
Klasa druga minęła Nam bardzo szybko i znów były wakacje. A po wakacjach nastąpiła trzecia klasa i... matura. Bałyśmy się jej trochę, ale stwierdziłyśmy, że razem damy radę. I dałyśmy. Maturę zdałyśmy celująco i nawet dostałyśmy się na nasze ukochane i wymarzone studia. Amelia od zawsze chciała zajmować się czymś, co pozwoli doskonalić jej pasję, czyli rysowanie. Dlatego wybrała architekturę wnętrz. Ja natomiast wybrałam psychologię kliniczną.
Pod koniec trzeciej klasy zaczęłyśmy się oddalać od siebie. Wtedy nie wiedziałam dlaczego tak się stało, ale dziś już to wiem. Dzień przed swoją śmiercią Amelia dała mi list i powiedziała:
- Otwórz dopiero wtedy, kiedy umrę.
Zaśmiałam się i spytałam się Jej co Ona wyprawia. Lecz Ona tylko spojrzała mi w oczy tym swoim ciepłym i błagającym wzrokiem, a ja pocałowałam Ją czule na znak, że zrobię tak jak mi każe. Wtedy nie wiedziałam, że całuję Ją po raz ostatni....


Nie potrafię dalej pisać, ale wiem, że muszę. Wiem, że świat musi poznać prawdę. Wiem, że muszę to zrobić dla Niej, ponieważ mnie o to poprosiła.Wiem, że nasi rodzi muszą znać prawdę.
Ale to jest takie trudne...


Wieczorem Amelia położyła się do łóżka wcześniej niż zwykle, ale pomyślałam, że jest zmęczona i musi odpocząć, bo miała za sobą ciężki dzień. Przecież tego dnia pracowała w kawiarni i opowiadała, że był duży ruch. Jak nigdy. O 23:15 położyłam się tuż obok Niej i usnęłam bardzo szybko.
Obudziłam się w nocy o 3:33. Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się, ponieważ w moim śnie była ta sama godzina. Amelii nie było obok mnie - tak jak w moim śnie. Biegiem wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie byle co i pobiegłam w Nasze ulubione miejsce, gdzie chowałyśmy się przed całym światem kiedy chciałyśmy być same. Tam czułyśmy się dobrze i bezpiecznie. Biegłam ile sił w nogach, ale gdy dotarłam na miejsce, widok, który miałam przed oczami, przeraził mnie. Sparaliżował mnie. Stałam jak wryta i nie mogłam się poruszyć. Amelia leża tam taka piękna, cudowna, lecz martwa. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z tego amoku i podeszłam do Niej. Leżała z podciętymi żyłami. Wiedziałam, że jest za późno. Po prostu to czułam. Wtedy, tam przy Niej, nie płakałam. Pocałowałam jej chłodne, blade usta delikatnym pocałunek i zadzwoniłam po naszego wspólnego dobrego kolegę. Pomógł mi zawieźć Ją do domu i wnieść na górę. Nie pytał o nic. Odjechał bez słowa, gdy już mi pomógł.
Pogrzeb był piękny. Taki jaki właśnie chciałyśmy mieć. Ale nie chcę o tym pisać. Nie umiem. To zbyt boli.


Jeśli chodzi o list, który Amelia mi dała dzień przed swoją śmiercią, to przeczytałam go w przeddzień pogrzebu.
Napisane w nim było to:

"Amanda, kocham Cię. Wiesz o tym, prawda? Pewnie, że wiesz. Jesteś dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Wszystkim co mam i co kocham. Nie umiem żyć bez Ciebie i wiem, że Ty nie będziesz umiała beze mnie, ale proszę Cię, nie odbieraj sobie życia po moim odejściu. Żyj. Bądź szczęśliwa. Obiecaj mi to. Nie możesz umrzeć. Nie możesz. Musisz żyć. Musisz ukończyć studia i uleczyć wszystkie złamane serca, jakie spotkasz na swojej drodze.
Powiem Ci teraz coś, co zawsze chciałam Ci powiedzieć, ale nie umiałam. Uleczyłaś moją chorą duszę i moje złamane serce. Byłaś moim lekarstwem na całe zło tego świata. Byłaś kojącym balsamem dla mojego chorego i poranionego serca oraz duszy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz tylko moja, a ja będę tylko Twoja. Już na zawsze.
Pewnie pragniesz wyjaśnień dlaczego się zabiłam. Ech. To skomplikowane, ale jako początkujący psycholog powinnaś mnie zrozumieć i wybaczyć mi to. Nie poradziłam sobie z presją, jaką wszyscy na mnie wywierali. Dom, studia, praca, obowiązki, rodzice... Tylko Ty mnie rozumiałaś. Chciałabym być nadal przy Tobie, ale już nie mogę. Przepraszam, że sobie nie poradziłam. Przepraszam, że Ci nie powiedziałam o tym, że sobie nie radzę. Przepraszam, że stchórzyłam. Przepraszam Cię, Amando.
Wiedz, że kocham Cię i będę kochała wiecznie.

Twoja na zawsze.
Twoja zawsze kochająca Amelia."


Teraz ja Ci coś powiem, Amelio.
Nie umiem żyć bez Ciebie i nie będę. Za bardzo Cię kocham i nie pokocham już nigdy nikogo tak bardzo jak Ciebie. Nie chcę nikogo innego. Chcę Ciebie. Nie mam zamiaru żyć bez Ciebie. Byłaś moją bratnią duszą. Byłaś mną....
Do zobaczenia niebawem, moja ukochana.



Amelia & Amanda
FOREVER


Miłość jest wieczna, gdy jest szczera i prawdziwa.


* * *


Opisana historia jest tylko i wyłącznie wynikiem mojej bujnej wyobraźni, lecz dedykuję ją pewnej bardzo ważnej dla mnie osobie, którą kocham nade wszystko.
Leah, ta historia jest dla Ciebie.
Chcę byś wiedziała o tym, iż kocham Cię tak jak zostało to opisane powyżej.
Jesteś dla mnie wszystkim.
Love you forever.
Forever & Always


poniedziałek, 9 lipca 2012

"Dzień dobry i żegnaj, Ana."


Tego dnia wstałam rano, po cichu, aby nie obudzić moich rodziców i brata, i ubrałam się dość szybko, gdyż za 20 minut miałam autobus na uczelnię. Biegnąc schodami w dół prawie się potknęłam o leżącą na nich piłkę mojego młodszego brata, Mata. Do odjazdu autobusu zostało mi zaledwie 15 minut, z czego droga zawsze zajmuje mi 5 minut, więc zostało mi tylko 10. Wzięłam z kuchni czerwone i soczyste jabłko i wybiegłam szybko z domu, biorąc po drodze klucze leżące na szafce z lustrem w korytarzu przy drzwiach. Biegłam ile sił w nogach, aby zdążyć na ten zakichany autobus, gdy nagle usłyszałam swoje imię.
- Lennie! - krzyknął męski głos za mną.
Odwróciłam się do tyłu i zwolniłam kroku. Zobaczyłam mojego starego przyjaciela sprzed kilkunastu lat. Od razu uśmiechnęłam się szeroko i podbiegając do siebie, przytuliliśmy się mocno na przywitanie.
- Cześć Damon! Kopę lat! - krzyknęłam uradowana naszym spotkaniem.
- Witaj, piękna. - uśmiechnął się słodko Damon. - Co tam u Ciebie? Jak żyjesz? Dawno się nie widzieliśmy.
Szliśmy razem w stronę przystanku, uśmiechając się do siebie i rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- Ach, wiele się działo przez ten rok naszego niewidzenia się. - odpowiedziałam, patrząc raz przed siebie raz na Damona.
- No widzę właśnie, strasznie schudłaś. Czy ty się odchudzasz, Len? - zaniepokoił się D.
- Nie, no coś ty. Przecież mnie znasz. Nie dla mnie takie metody. - skłamałam, uśmiechając się.
- No coś mi się nie wydaje...
- Ej, cicho. Nie mówmy o mnie tylko o tym, co ty tu robisz? Skąd się tu wziąłeś w ogóle? - przerwałam mu w pół zdania.
Damon zdał akurat wszystkie egzaminy i przyjechał odwiedzić 'stare śmieci'. Damon studiował fotografię w innym mieście, w Nowym Jorku. Od zawsze chciał zostać fotografem, a ja zawsze mu w tym kibicowałam, gdyż to było jego wielką pasją i hobby odkąd tylko się poznaliśmy, a znamy się już od maleńkości, gdyż mieszkaliśmy po sąsiedzku. W Houston, gdzie razem dorastaliśmy, ja studiuję psychologię. Na psychologii nie jest łatwo, ale lubię ten kierunek i sprawia mi on wiele radości i przyjemności, dlatego też idzie mi bardzo dobrze. Robię to, co kocham, tak samo jak Damon.
Doszliśmy razem na przystanek w ostatniej minucie. Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy razem na uczelnię. Moje zajęcia trwały dziś wyjątkowo krótko z racji tego, iż to ostatnie dni już i za 2 dni mamy egzaminy końcowe. O 13 byłam już wolna, a Damon czekał na mnie, na parkingu swoim cudownym motocyklem, którego zachował do dziś z czasów liceum. Wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy na przejażdżkę. Jeździliśmy dobre 2 godziny, oglądając nasze 'stare śmieci'. Zatrzymaliśmy się w parku, w którym napiliśmy się po piwie i zjedliśmy chipsy o smaku zielonej cebulki, gdyż to były nasze ulubione, i opowiedziałam D. wszystko co działo się przez ten rok co go nie było w Houston. Był bardzo zaskoczony, gdy powiedziałam mu, że rozstałam się z Mitchelem, ale też jakby ucieszony tym faktem, co zdziwiło mnie, bo od zawsze twierdził, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Rozstanie z M. zapoczątkowało, a tak naprawdę pogłębiło moją obsesję, która jest nie do zniesienia. Opowiedziałam wszystko o niej D., a on bardzo zaniepokoił się tym faktem. Zaczął ze mną rozmawiać już nie tak jak zawsze, ale jak prawdziwy psycholog, który zna się na zaburzeniach odżywiania.
- Rozkwaszę mordę temu chłystkowi za to co ci zrobił i za to, że teraz masz takie problemy. - zezłościł się D.
- Spokojnie, dam radę. Zawsze dawałam przecież. - objęłam dłonią twarz Damona i cmoknęłam go w czubek nosa, uśmiechając się.
- Len, nie możesz tak żyć. - powiedział stanowczo i bez uśmiechu D. - Ty jesteś chora, rozumiesz? Musisz iść na terapię. Zobaczysz, że psycholog powie ci to samo co ja. - spojrzał głęboko w moje oczy i chwycił mnie za dłonie. - Len, obiecaj mi, że pójdziesz ze mną do psychologa, proszę. Zrób to dla mnie, ale przede wszystkim dla siebie. Zobacz jak ty wyglądasz. Masz 165cm wzrostu i ważysz zaledwie 37 kilo. Tak nie może być. Widać ci wszystkie kości. Mała, proszę. - wciąż patrzył w moje oczy i zbliżył twarz do mojej. Patrzyłam na niego i miałam łzy w oczach, bo brakowało mi go bardzo i pragnęłam jego ust od kiedy tylko się w nim zakochałam.
- Dobrze, obiecuję. Zrobię to dla ciebie. - powiedziałam i musnęłam jego usta delikatnie i czule. On odwzajemnił to muśnięcie i przedłużył je. Muśnięcie przerodziło się w namiętny i długi pocałunek. Był on tak przyjemny, tak długo wyczekiwany. Był jak cud, który objawił mi się w tej pięknej chwili.
(...)
Po zdaniu egzaminów na 5+ i zdaniu na następny rok, poszliśmy razem na umówioną wcześniej wizytę u psychologa. W gabinecie siedziałam dość długo. Damon wyliczył, że jakieś 3 godziny, bo kazałam mu liczyć ile ta psycholożka będzie mnie tam trzymać. Po wyjściu z gabinetu psycholożka zawołała na rozmowę Damona. Liczyłam czas. Wyszła 1 godzina i kilka minut. Po jego wyjściu zostałam umówiona na spotkanie z psychoterapeutą. Wizyta miała odbyć się za 2 tygodnie. Dwa najpiękniejsze i najcudowniejsze tygodnie w moim życiu, ponieważ zaczęłam chodzić z D. i został on w Houston do czasu mojej wizyty. Potem mieliśmy zobaczyć co dalej.
(...)
Psychoterapeuta, po dokładnym zmierzeniu mnie i zważeniu, przy Damonie oczywiście, bo chciał on wszystko wiedzieć, powiedział, że mam Anoreksję, która prawdopodobnie pogłębi się i stanie się Anoreksją Bulimiczną, gdyż miałam napady obżarstwa i wymiotowałam po nich w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Zalecił hospitalizację, ale odmówiłam. Nie chciałam znów tracić Damona. Nie teraz, nie tu, nie w tym czasie. Po wyjściu z gabinetu Damon i ja poszliśmy do parku na spacer. Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać.
- Lennie, mówię teraz całkiem poważnie, idź tam. Idź do tego szpitala. Oni ciebie tam wyleczą, bynajmniej postarają się. Musisz to zrobić. Dla nas, dla mnie, a przede wszystkim dla siebie. Aby nasz związek przetrwał. - powiedział stanowczo, ale spokojnie. "Aby nasz związek przetrwał." - to zdanie utkwiło mi w głowie na długą chwilą. Nie mogłam się otrząsnąć po jego słowach.
- Len, jesteś tam czy już wyszłaś? - zażartował i pstryknął mnie w ramię.
- Jestem, jestem. Myślałam.
- O czym?
- O nas. Nie chcę cię znów stracić na tak długo. Nie chcę, rozumiesz?! - powiedziałam głośno i rozpłakałam się. Damon przytulił mnie mocno i pocałował w głowę.
- Mała, nie stracisz mnie. Nawet jeśli miałabyś być tam rok czy dłużej, ja zostanę. Będę czekał na ciebie a jak wyjdziesz, wyjedziemy razem do LA i zamieszkamy tam razem i już nigdy cię nie opuszczę. Obiecuję.
- Obiecujesz?
- Tak, maleńka.
Spojrzałam głęboko w jego oczy i pocałowałam go namiętnie.
(...)
Hospitalizowali mnie 5 miesięcy. Najdłuższe 5 miesięcy mojego życia. Wyszłam ze szpitala o 5 kilo grubsza i nieco zdołowana tym faktem, ale zrobiłam to tylko i wyłącznie dla Damona. Tak jak obiecał, tak też czekał na mnie przed szpitalem w dniu mojego wyjścia. Wciąż jeszcze było widać mi wszystkie kości żeber, obojczyki, kości biodrowe. Miałam nogi jak patyki i wklęsły brzuch ale to mi nie przeszkadzało, bo z Aną nie pożegnałam się na dobre, gdyż Ona zostanie ze mną do końca życia, ale w końcu mogłam przytulić i całować mojego Pana D., który to po moim wyjściu zabrał mnie na kolację i oświadczył mi się. Odpowiedź brzmiała: TAK.

Miłość, która przetrwa wszystko jest prawdziwym cudem!

Powitanie.

Dzień dobry!
Czas na zmiany. I to duże. Ten blog będzie poświęcony zwykłym, prostym i w miarę fajnym opowiadaniom. Czy Wam się spodobają, tego nie wiem, ale mam taką nadzieję. Opowiadania będą krótkie, bez rozdziałów, jak poprzednio, i będą o różnej tematyce. Zawsze będą miały tytuł i ciekawe zakończenie. Postaram się o to. Zachęcam do czytania, ale nie zmuszam. Jeśli Ci się coś spodoba, daj znać w komentarzu. Jeśli nie, również mnie o tym poinformuj. Każda uwaga, krytyka czy pochwała bardzo się dla mnie liczą i będą pomagać mi w moich dalszych pracach.

Krótko o mnie:
Mam na imię Ola i obecnie mam 17 lat. Przygodę ze swym pisaniem zaczęłam w wieku 14 lat. Czy są one dobre, to się okaże niebawem. Interesuję się fotografią i psychologią. W przyszłości, czyli już niebawem, mam zamiar studiować psychologię w Warszawie, Krakowie lub Gdańsku. Lubię też pisać opowiadania, wiersze i inne. Odskocznią od tych zajęć jest czytanie książek oraz jazda na rowerze. Książki pochłaniam jak moje do niedawna ukochane pudełeczka czekoladek, czyli bardzo szybko. Jeździć na rowerze kocham, ponieważ mogę spalić co nie co, ale też odpręża mnie to. Tyle o mnie, bo pisać nie umiem o sobie, hehe.

Pierwsze opowiadanie już niebawem.
Zapraszam do czytania. :)


Ja stawiam krzyżyk przy niebieskiej buźce, a Wy?