"Życie to prolog. Śmierć jest początkiem, nie końcem."
* * *
Jak to w pamiętnikach bywa wypadałoby napisać jakiś wstęp. Ale jak mam go napisać skoro moje ręce drżą ze smutku, a łzy rozmazują obraz rzeczywistości? Nie potrafię już normalnie funkcjonować ani jeść, ani pić, ani być. Nie potrafię bez Niej żyć. Ona była jedyną osobą, której oddałam całą siebie, która znała mnie i każdy szczegół mojego życia. Była moją bratnią duszą. Była mną.....
Jej życie nie było proste. Wiedziałam o tym od zawsze, choć na początku Naszej przyjaźni bardzo mało mówiła o swojej przeszłości. Nie chciała grzebać w brudach minionych dni. Chciała zacząć od nowa. Poznać nowy świat. Zdobyć nowych przyjaciół. Zapomnieć o przeszłości. Wszystkiego jednak dowiadywałam się stopniowo, gdyż od samego początku bardzo mi na Niej zależało. Amelia była osobą bardzo skrytą. Nie lubiła mówić wszystkim dookoła o swoich utrapieniach i smutkach. Ja byłam Jej pierwszą prawdziwą przyjaciółką, której powiedziała, cytuję: "Nie jesteś moją przyjaciółką. Jesteś moją siostrą."
Zaprzyjaźniłyśmy się bardzo szybko, choć należałyśmy do osób, które są nieufne. Od zawsze bałyśmy się odrzucenia i samotności. Ale gdy się poznałyśmy coś sprawiło, że stałyśmy się nierozłączne. Zawsze razem. Wszędzie razem. Tylko my dwie i nikt więcej. Miałyśmy swój własny świat, do którego nikt nie miał wstępu. Można by powiedzieć, że uzależniłyśmy się od siebie. Byłyśmy dla siebie czymś w rodzaju narkotyku, do którego bardzo szybko się przywiązałyśmy. Nie byłyśmy idealnie takie same. Różniłyśmy się od siebie pod wieloma względami, lecz także wiele nas łączyło. Do tych drugich rzeczy zaliczyć mogę to, iż obie byłyśmy biseksualne i skrycie marzyłyśmy o wielkiej, szczęśliwej i prawdziwej miłości.
Wiem, że piszę chaotycznie, ale pomyśl, drogi czytelniku tego wpisu, jak Ty byś się czuł na moim miejscy, gdybyś właśnie stracił kogoś, z kim miałeś spędzić resztę życia?
Beznadziejnie, prawda?
Amelię traktowałam jak swoją siostrę, której nigdy nie miałam, ponieważ los chciał, że moja matka urodziła chłopca zamiast dziewczynki. Ale może to i dobrze? Może to dzięki temu, że mam brata poznałam Ami? Być może.
Amelia była dla mnie wszystkim. Była całym moim światem. Zawsze Jej to mówiłam. Zawsze powtarzałam jak bardzo Ją kocham i ile dla mnie znaczy. Ona również to robiła, ale nie afiszowała się z tym tak bardzo jak ja. Obydwie podziwiałyśmy siebie za to jakie jesteśmy. Dopełniałyśmy się pod każdym względem. Ona była dobra z matmy, fizy, chemii i wuefu, a ja byłam dobra z wosu, polskiego, biologii i angielskiego. Pod tym względem różniłyśmy się totalnie, ale Nam to nie przeszkadzało, ponieważ mogłyśmy sobie pomagać w przedmiotach, z których byłyśmy prymuskami. Natomiast z gegry i historii chodziłyśmy na korki... razem. Wszystko robiłyśmy razem. Nasi rodzice stwierdzili, że jesteśmy jak siostry syjamskie, bo nigdy się nie rozstawałyśmy. Gdy poszłyśmy do liceum (oczywiście też razem, ale na inne profile) to nasi rodzice zakupili nam dwupokojowe małe mieszkanko, abyśmy mogły być ze sobą 24/7. Z początku było trochę nam dziwnie, ponieważ musiałyśmy gotować, sprzątać, prać i inne takie, ale z czasem wszystkiego się nauczyłyśmy i było już tylko lepiej.
Przełomowym okresem w naszym życiu były nasze pierwsze wakacje, od kiedy poszłyśmy do liceum, w które to obie stwierdziłyśmy, że kochamy siebie nawzajem i nie umiemy bez siebie żyć. Wtedy też stało się coś czego nie zapomnę do końca życia. Tamtego pamiętnego dnia pierwszy raz się pocałowałyśmy i zaczęłyśmy chodzić ze sobą. Zostałyśmy się parą. Stałyśmy się jednością. Cieszyłyśmy się jak małe dziewczynki, które właśnie dostały swoją upragnioną lalkę Barbie. Ale stanęłyśmy przed bardzo trudnym wyborem - powiedzieć wszystkim prawdę, czy też nie. Postanowiłyśmy, że na razie nie powiemy nikomu.
Klasa druga minęła Nam bardzo szybko i znów były wakacje. A po wakacjach nastąpiła trzecia klasa i... matura. Bałyśmy się jej trochę, ale stwierdziłyśmy, że razem damy radę. I dałyśmy. Maturę zdałyśmy celująco i nawet dostałyśmy się na nasze ukochane i wymarzone studia. Amelia od zawsze chciała zajmować się czymś, co pozwoli doskonalić jej pasję, czyli rysowanie. Dlatego wybrała architekturę wnętrz. Ja natomiast wybrałam psychologię kliniczną.
Pod koniec trzeciej klasy zaczęłyśmy się oddalać od siebie. Wtedy nie wiedziałam dlaczego tak się stało, ale dziś już to wiem. Dzień przed swoją śmiercią Amelia dała mi list i powiedziała:
- Otwórz dopiero wtedy, kiedy umrę.
Zaśmiałam się i spytałam się Jej co Ona wyprawia. Lecz Ona tylko spojrzała mi w oczy tym swoim ciepłym i błagającym wzrokiem, a ja pocałowałam Ją czule na znak, że zrobię tak jak mi każe. Wtedy nie wiedziałam, że całuję Ją po raz ostatni....
Nie potrafię dalej pisać, ale wiem, że muszę. Wiem, że świat musi poznać prawdę. Wiem, że muszę to zrobić dla Niej, ponieważ mnie o to poprosiła.Wiem, że nasi rodzi muszą znać prawdę.
Ale to jest takie trudne...
Wieczorem Amelia położyła się do łóżka wcześniej niż zwykle, ale pomyślałam, że jest zmęczona i musi odpocząć, bo miała za sobą ciężki dzień. Przecież tego dnia pracowała w kawiarni i opowiadała, że był duży ruch. Jak nigdy. O 23:15 położyłam się tuż obok Niej i usnęłam bardzo szybko.
Obudziłam się w nocy o 3:33. Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się, ponieważ w moim śnie była ta sama godzina. Amelii nie było obok mnie - tak jak w moim śnie. Biegiem wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie byle co i pobiegłam w Nasze ulubione miejsce, gdzie chowałyśmy się przed całym światem kiedy chciałyśmy być same. Tam czułyśmy się dobrze i bezpiecznie. Biegłam ile sił w nogach, ale gdy dotarłam na miejsce, widok, który miałam przed oczami, przeraził mnie. Sparaliżował mnie. Stałam jak wryta i nie mogłam się poruszyć. Amelia leża tam taka piękna, cudowna, lecz martwa. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z tego amoku i podeszłam do Niej. Leżała z podciętymi żyłami. Wiedziałam, że jest za późno. Po prostu to czułam. Wtedy, tam przy Niej, nie płakałam. Pocałowałam jej chłodne, blade usta delikatnym pocałunek i zadzwoniłam po naszego wspólnego dobrego kolegę. Pomógł mi zawieźć Ją do domu i wnieść na górę. Nie pytał o nic. Odjechał bez słowa, gdy już mi pomógł.
Pogrzeb był piękny. Taki jaki właśnie chciałyśmy mieć. Ale nie chcę o tym pisać. Nie umiem. To zbyt boli.
Jeśli chodzi o list, który Amelia mi dała dzień przed swoją śmiercią, to przeczytałam go w przeddzień pogrzebu.
Napisane w nim było to:
"Amanda, kocham Cię. Wiesz o tym, prawda? Pewnie, że wiesz. Jesteś dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Wszystkim co mam i co kocham. Nie umiem żyć bez Ciebie i wiem, że Ty nie będziesz umiała beze mnie, ale proszę Cię, nie odbieraj sobie życia po moim odejściu. Żyj. Bądź szczęśliwa. Obiecaj mi to. Nie możesz umrzeć. Nie możesz. Musisz żyć. Musisz ukończyć studia i uleczyć wszystkie złamane serca, jakie spotkasz na swojej drodze.
Powiem Ci teraz coś, co zawsze chciałam Ci powiedzieć, ale nie umiałam. Uleczyłaś moją chorą duszę i moje złamane serce. Byłaś moim lekarstwem na całe zło tego świata. Byłaś kojącym balsamem dla mojego chorego i poranionego serca oraz duszy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz tylko moja, a ja będę tylko Twoja. Już na zawsze.
Pewnie pragniesz wyjaśnień dlaczego się zabiłam. Ech. To skomplikowane, ale jako początkujący psycholog powinnaś mnie zrozumieć i wybaczyć mi to. Nie poradziłam sobie z presją, jaką wszyscy na mnie wywierali. Dom, studia, praca, obowiązki, rodzice... Tylko Ty mnie rozumiałaś. Chciałabym być nadal przy Tobie, ale już nie mogę. Przepraszam, że sobie nie poradziłam. Przepraszam, że Ci nie powiedziałam o tym, że sobie nie radzę. Przepraszam, że stchórzyłam. Przepraszam Cię, Amando.
Wiedz, że kocham Cię i będę kochała wiecznie.
Zaprzyjaźniłyśmy się bardzo szybko, choć należałyśmy do osób, które są nieufne. Od zawsze bałyśmy się odrzucenia i samotności. Ale gdy się poznałyśmy coś sprawiło, że stałyśmy się nierozłączne. Zawsze razem. Wszędzie razem. Tylko my dwie i nikt więcej. Miałyśmy swój własny świat, do którego nikt nie miał wstępu. Można by powiedzieć, że uzależniłyśmy się od siebie. Byłyśmy dla siebie czymś w rodzaju narkotyku, do którego bardzo szybko się przywiązałyśmy. Nie byłyśmy idealnie takie same. Różniłyśmy się od siebie pod wieloma względami, lecz także wiele nas łączyło. Do tych drugich rzeczy zaliczyć mogę to, iż obie byłyśmy biseksualne i skrycie marzyłyśmy o wielkiej, szczęśliwej i prawdziwej miłości.
Wiem, że piszę chaotycznie, ale pomyśl, drogi czytelniku tego wpisu, jak Ty byś się czuł na moim miejscy, gdybyś właśnie stracił kogoś, z kim miałeś spędzić resztę życia?
Beznadziejnie, prawda?
Amelię traktowałam jak swoją siostrę, której nigdy nie miałam, ponieważ los chciał, że moja matka urodziła chłopca zamiast dziewczynki. Ale może to i dobrze? Może to dzięki temu, że mam brata poznałam Ami? Być może.
Amelia była dla mnie wszystkim. Była całym moim światem. Zawsze Jej to mówiłam. Zawsze powtarzałam jak bardzo Ją kocham i ile dla mnie znaczy. Ona również to robiła, ale nie afiszowała się z tym tak bardzo jak ja. Obydwie podziwiałyśmy siebie za to jakie jesteśmy. Dopełniałyśmy się pod każdym względem. Ona była dobra z matmy, fizy, chemii i wuefu, a ja byłam dobra z wosu, polskiego, biologii i angielskiego. Pod tym względem różniłyśmy się totalnie, ale Nam to nie przeszkadzało, ponieważ mogłyśmy sobie pomagać w przedmiotach, z których byłyśmy prymuskami. Natomiast z gegry i historii chodziłyśmy na korki... razem. Wszystko robiłyśmy razem. Nasi rodzice stwierdzili, że jesteśmy jak siostry syjamskie, bo nigdy się nie rozstawałyśmy. Gdy poszłyśmy do liceum (oczywiście też razem, ale na inne profile) to nasi rodzice zakupili nam dwupokojowe małe mieszkanko, abyśmy mogły być ze sobą 24/7. Z początku było trochę nam dziwnie, ponieważ musiałyśmy gotować, sprzątać, prać i inne takie, ale z czasem wszystkiego się nauczyłyśmy i było już tylko lepiej.
Przełomowym okresem w naszym życiu były nasze pierwsze wakacje, od kiedy poszłyśmy do liceum, w które to obie stwierdziłyśmy, że kochamy siebie nawzajem i nie umiemy bez siebie żyć. Wtedy też stało się coś czego nie zapomnę do końca życia. Tamtego pamiętnego dnia pierwszy raz się pocałowałyśmy i zaczęłyśmy chodzić ze sobą. Zostałyśmy się parą. Stałyśmy się jednością. Cieszyłyśmy się jak małe dziewczynki, które właśnie dostały swoją upragnioną lalkę Barbie. Ale stanęłyśmy przed bardzo trudnym wyborem - powiedzieć wszystkim prawdę, czy też nie. Postanowiłyśmy, że na razie nie powiemy nikomu.
Klasa druga minęła Nam bardzo szybko i znów były wakacje. A po wakacjach nastąpiła trzecia klasa i... matura. Bałyśmy się jej trochę, ale stwierdziłyśmy, że razem damy radę. I dałyśmy. Maturę zdałyśmy celująco i nawet dostałyśmy się na nasze ukochane i wymarzone studia. Amelia od zawsze chciała zajmować się czymś, co pozwoli doskonalić jej pasję, czyli rysowanie. Dlatego wybrała architekturę wnętrz. Ja natomiast wybrałam psychologię kliniczną.
Pod koniec trzeciej klasy zaczęłyśmy się oddalać od siebie. Wtedy nie wiedziałam dlaczego tak się stało, ale dziś już to wiem. Dzień przed swoją śmiercią Amelia dała mi list i powiedziała:
- Otwórz dopiero wtedy, kiedy umrę.
Zaśmiałam się i spytałam się Jej co Ona wyprawia. Lecz Ona tylko spojrzała mi w oczy tym swoim ciepłym i błagającym wzrokiem, a ja pocałowałam Ją czule na znak, że zrobię tak jak mi każe. Wtedy nie wiedziałam, że całuję Ją po raz ostatni....
Nie potrafię dalej pisać, ale wiem, że muszę. Wiem, że świat musi poznać prawdę. Wiem, że muszę to zrobić dla Niej, ponieważ mnie o to poprosiła.Wiem, że nasi rodzi muszą znać prawdę.
Ale to jest takie trudne...
Wieczorem Amelia położyła się do łóżka wcześniej niż zwykle, ale pomyślałam, że jest zmęczona i musi odpocząć, bo miała za sobą ciężki dzień. Przecież tego dnia pracowała w kawiarni i opowiadała, że był duży ruch. Jak nigdy. O 23:15 położyłam się tuż obok Niej i usnęłam bardzo szybko.
Obudziłam się w nocy o 3:33. Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się, ponieważ w moim śnie była ta sama godzina. Amelii nie było obok mnie - tak jak w moim śnie. Biegiem wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie byle co i pobiegłam w Nasze ulubione miejsce, gdzie chowałyśmy się przed całym światem kiedy chciałyśmy być same. Tam czułyśmy się dobrze i bezpiecznie. Biegłam ile sił w nogach, ale gdy dotarłam na miejsce, widok, który miałam przed oczami, przeraził mnie. Sparaliżował mnie. Stałam jak wryta i nie mogłam się poruszyć. Amelia leża tam taka piękna, cudowna, lecz martwa. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z tego amoku i podeszłam do Niej. Leżała z podciętymi żyłami. Wiedziałam, że jest za późno. Po prostu to czułam. Wtedy, tam przy Niej, nie płakałam. Pocałowałam jej chłodne, blade usta delikatnym pocałunek i zadzwoniłam po naszego wspólnego dobrego kolegę. Pomógł mi zawieźć Ją do domu i wnieść na górę. Nie pytał o nic. Odjechał bez słowa, gdy już mi pomógł.
Pogrzeb był piękny. Taki jaki właśnie chciałyśmy mieć. Ale nie chcę o tym pisać. Nie umiem. To zbyt boli.
Jeśli chodzi o list, który Amelia mi dała dzień przed swoją śmiercią, to przeczytałam go w przeddzień pogrzebu.
Napisane w nim było to:
"Amanda, kocham Cię. Wiesz o tym, prawda? Pewnie, że wiesz. Jesteś dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Wszystkim co mam i co kocham. Nie umiem żyć bez Ciebie i wiem, że Ty nie będziesz umiała beze mnie, ale proszę Cię, nie odbieraj sobie życia po moim odejściu. Żyj. Bądź szczęśliwa. Obiecaj mi to. Nie możesz umrzeć. Nie możesz. Musisz żyć. Musisz ukończyć studia i uleczyć wszystkie złamane serca, jakie spotkasz na swojej drodze.
Powiem Ci teraz coś, co zawsze chciałam Ci powiedzieć, ale nie umiałam. Uleczyłaś moją chorą duszę i moje złamane serce. Byłaś moim lekarstwem na całe zło tego świata. Byłaś kojącym balsamem dla mojego chorego i poranionego serca oraz duszy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz tylko moja, a ja będę tylko Twoja. Już na zawsze.
Pewnie pragniesz wyjaśnień dlaczego się zabiłam. Ech. To skomplikowane, ale jako początkujący psycholog powinnaś mnie zrozumieć i wybaczyć mi to. Nie poradziłam sobie z presją, jaką wszyscy na mnie wywierali. Dom, studia, praca, obowiązki, rodzice... Tylko Ty mnie rozumiałaś. Chciałabym być nadal przy Tobie, ale już nie mogę. Przepraszam, że sobie nie poradziłam. Przepraszam, że Ci nie powiedziałam o tym, że sobie nie radzę. Przepraszam, że stchórzyłam. Przepraszam Cię, Amando.
Wiedz, że kocham Cię i będę kochała wiecznie.
Twoja na zawsze.
Twoja zawsze kochająca Amelia."
Teraz ja Ci coś powiem, Amelio.
Nie umiem żyć bez Ciebie i nie będę. Za bardzo Cię kocham i nie pokocham już nigdy nikogo tak bardzo jak Ciebie. Nie chcę nikogo innego. Chcę Ciebie. Nie mam zamiaru żyć bez Ciebie. Byłaś moją bratnią duszą. Byłaś mną....
Do zobaczenia niebawem, moja ukochana.
Amelia & Amanda
FOREVER
![]() |
Miłość jest wieczna, gdy jest szczera i prawdziwa. |
* * *
Opisana historia jest tylko i wyłącznie wynikiem mojej bujnej wyobraźni, lecz dedykuję ją pewnej bardzo ważnej dla mnie osobie, którą kocham nade wszystko.
Leah, ta historia jest dla Ciebie.
Chcę byś wiedziała o tym, iż kocham Cię tak jak zostało to opisane powyżej.
Jesteś dla mnie wszystkim.
Love you forever.
Forever & Always
Wzruszyłam się czytając .Ahh masz cudowną wyobraźnię. Oby więcej takich postów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
~Bloody Caroline
Dziękuję Ci. Postaram się niedługo coś nowego tutaj dodać, bo wena mnie nie opuszcza, ale czasu brak :c
UsuńWzruszające, świetnie napisane. Oddaj mi swój talent. Oczywiście obserwuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie. Czy talent mam to nie wiem. Piszę to co przychodzi mi do głowy. Miło, że komuś się to podoba :)
UsuńPiękne. Jak czytałam początek listu, w którym kazała jej żyć, to mi łezka poleciała. Masz talent i bujną wyobraźnie. Tak trzymaj. c:
OdpowiedzUsuń